piątek, 16 grudnia 2016

Rośliny które zmieniły bieg historii - Camelia sinensis

Późna jesień, i zima to trochę Sezon Ogórkowy. Po nawale wiosenno  - letnich tematów na posty przychodzi zima i, wszystko jakby zwalnia.
Żeby rozruszać ten senny czas rozpocznę dzisiaj nowa serie, o roślinach które zmieniły świat.
Zwykle nie zdajemy  sobie sprawy, że istnieje wiele roślin, które pośrednio, lub całkiem bezpośrednio wpłynęły na nasze losy. Dla nich  potrafiliśmy przemierzyć nieznane lądy, sprzedać domy, czy wywołać wojny.
Z racji tego, ze na co dzień rezyduje w Anglii, dziś zaczniemy od rośliny wyjątkowo bliskiej każdemu Brytyjczykowi, roślinie, z której codziennie parzy się miliony filiżanek aromatycznego złotego napoju.


Herbata....zawładnęła umysłami Anglików, i prawie zniszczyła wielowiekowa chińska kulturę.
Była, jest, i już zawsze będzie produkowana z liści, pochodzących z wierzchołków, stosunkowo niewielkiego i niepozornego krzewu - Camellia sinensis (Herbaty chińskiej) .


W naturze C.sinesiss rośnie na obszarze rozciągającym się od Indii, aż po Chiny. Jej male białe kwiaty pozostałyby chyba do dzisiaj niezauważone, gdyby 4500 lat temu Chińczycy przypadkiem, czy tez nie nie odkryli wyciszających właściwości jej liści.


Aby zachęcić roślinę do wytwarzania, tego co najcenniejsze, czyli młodych wierzchołków, od stuleci krzewy regularnie przycina się, formując w ten sposób niewielki krzew z płaskim wierzchołkiem.
Przycinania dokonując sami zbieracze herbaty, głównie kobiety, zwyczajnie zbierając herbatę, do wielkich worków zawieszonych na ich plecach.


Historia tej niezwyklej rośliny jest tak pokręcona, jak pogięte są pędy Wierzby mandżurskiej...
Znana od stuleci wpłynęła na losy wielu ludzi, i wielu państw. Ja skupie się jednak tylko na dwóch: Chinach i Wielkiej Brytanii.


Herbata pojawiła się po raz pierwszy Wielkiej Brytanii w połowie XVII wieku, i wówczas promowana była jako napój leczniczy (uspokajający). Początkowo Brytyjczycy przy pomocy East India Company importowali niewiele ponad 2 kg herbaty rocznie. Z czasem ich miłość do herbaty rosła proporcjonalnie do ilości cukru, i mleka dodawanego do tego napoju. I w 1801 importowano już 11904 tony rocznie!


I tu zaczyna się właściwa cześć naszej herbacianej opowieści... Zapotrzebowanie na herbatę rosło, jednak jej produkcja nadal pozostawała w rękach Chińczyków, którzy w owym czasie byli praktycznie samowystarczalnym państwem, które nie potrzebowało żadnych nowinek z zachodu. Potrzebowali tylko jednego - złota. Z wielką zatem niechęcią dumni brytyjscy kupcy płacili za herbatę 'ciężkie' (dosłownie) pieniądze, które zarabiali sprzedając na tragach Kalkuty opium ze swoich kolonii w Afganistanie, i Pakistanie. Jednak ich skarbiec pustoszał.


Niestety cześć z  Opium trafiała także do Chin, i tam siała ogromne spustoszenie wśród lokalnej ludności.  W 1838 w samych Chinach żyło pomiędzy 4-12 milionów ludzi uzależnionych od Opium.
Sprawa była na tyle poważna że sam Cesarz Daoguang usiłował rozwiązać sytuacje. Jednak gdy wszelkie mediacje z Brytyjczykami spaliły na panewce. Wstrzymał On sprzedaż Herbaty, a wszystkich obcokrajowców uwięził. W efekcie kupcy musieli się poddać, a przejęte w ten sposób opium zniszczono.


Nie rozwiązało to jednak sprawy. Władzą Korony nie spodobały się te działania, i w wyniku nich wybuchły 2 wojny tzw. Opium Wars, które Brytyjczycy wygrali. Otworzyło im to drogę do niepohamowanego handlu herbat , a dla Chińczyków zaczęło się tzw stulecie upokorzeń.

Brytyjczykom udało się też wywieźć kilka cennych herbacianych krzewów, które na dobre zadomowiły się w Indiach. I w ten sposób powstały znane po dzień dzisiejszy plantacje w regionach Darjeeling, Assam, czy Cejlonie (obecnie Sri Lanka).

W Londynie do chwili obecnej można znaleźć wiele miejsc związanych z handlem herbata.
Doki East India, do których przypływały statki z herbata, jak stały, tak stoją. Zmieniło się tylko ich oblicze. Dla mnie były pierwszym domem z dala od domu...

East India Docks - 1902 rok - By National Maritime Museum [Public domain], via Wikimedia Commons

Cutty Sark - najszybszy herbaciany żaglowiec na świecie, który trasę z UK do Australii pokonywał w 3 tygodnie. Nie lada wyczyn jak na tamte czasy. Stoi obecnie w suchym porcie w Greenwich, i pięknie opowiada historie handlu nie tylko herbata, ale i wełną.


Najstarsza (ok 300 letnia) herbaciarnia Twinnings, nadal dzielnie stoi w swym oryginalnym miejscu przy Strand 216, a w Chelsea Physic Garden o którym pisałam min. Tutaj znajdziecie prawdziwy herbaciany krzew.
Swą wycieczkę możecie zakończyć kanapką z ogórkiem na tostowym chlebie, oraz pyszna filiżanką dobrze zaparzonej herbaty, w jednym z eleganckich hoteli. Wszyscy są tu mile widziani na popołudniową herbatkę.  Bo 17:00 czas staje w miejscu jak w kadrze z filmu 'Jak rozpętałem II wojnę światową', gdzie Brytyjczycy przerywają działania wojenne by napić się herbatki z Franciszkiem Dolasem.


Zatem niezależnie czy pijecie herbatę o 17 czy też nie, pomyślcie czasem jaka drogę przebyły do Nas te niepozorne liście. I dajcie znać jaki jest Wasz ulubiony rodzaj herbaty? Z mlekiem czy bez? Z cukrem, czy nie? Czarna, zielona, a może jeszcze inna...
Pozdrawiam serdecznie
XOXOXO

czwartek, 17 listopada 2016

Ile odcieni ma jesień, czyli RHS Shades of Autumn show.

Właśnie ile? Są typowe żółcie, czerwienie, pomarańcze i brązy, oraz mniej oczywiste: purpury, róże, fiolety, czernie czy niebieskości.. Są tez rożne ich odcienie zaklęte w kolorach liści, owoców, i ostatnich kwiatów.


A co by było gdyby wszystkie te odcienie zebrać w jednym miejscu, i to na niewielkiej przestrzeni? Dla miłośników jesieni, byłby to pewnie raj... Królewskie Stowarzyszenie Ogrodnicze zrobiło to dla nas, i jak co roku, w ostatni weekend października otworzyło wystawę o wdzięcznej nazwie 'Kolory Jesieni'.


I jak to przystało na jesienna wystawę królowały oczywiście rośliny o pięknie wybarwiających się liściach, owocach, oraz jesienne rośliny cebulowe.

Nerine


Znacznie mniej było bylin. Jedyną godną uwagi bylina była Goryczka Jesienna (Gentiana sino-ornata), o pięknych intensywnie niebieskich kwiatach, które gęsto pokrywały roślinę.  Widok jest to o tyle niezwykły, gdyż o tej porze roku rzadko spotyka się w ogrodach rośliny o tym kolorze kwiatów.

Gentiana sino-ornata.

Przyznam się szczerze, ze była to moja pierwsza styczność z tym gatunkiem Goryczek. Do tej pory utożsamiałam je wyłącznie z roślinami kwitnącymi wiosna, i wczesnym latem.


Oprócz nich były także fantazyjne, jesienne warzywa, i owoce. 



Takie jak Cucamelon, czy ta dziwacznie pomarszczona dynia.

Cucamelon


Oprócz nich było jeszcze trochę, jak na polskie warunki egzotyki.  W postaci Hebe, czy Pittosporum.



Oraz niezwykle nawet dla łagodnego brytyjskiego klimatu Restia, poludniowo afrykańskie Wrzosy, Sarracenie czy Srebrniki.

Mini ogród pokazowy jednej ze szkółek specjalizującej się w roślinach egzotycznych.

Saracenia

Jedna z ciekawszych ekspozycji zaprezentował National Plant Heritage - instytut zajmująca się ochroną przed utrata starych odmian roślin, w szczególności tych które wypadły z trendów ogrodniczych ostatnich lat.


Były zatem stare odmiany Jabłoni, Metasekwoi, czy Śnieguliczek.


Po głębszej analizie okazało się, ze większość z tych roślin pochodziła z ogrodów Pałacu Buckingham.  Na co dzień niedostępny dla zwykłego śmiertelnika, stał się tym samym wielką kolekcją starych, i rzadkich odmian roślin ogrodowych.


Ale,  że żadna wystawa RHS nie jest pełna bez swoistego, typowego dla Brytyjczyków konkursu. Tak było i tym razem... Wyjątkowo konkurs nie polegał  na wyhodowaniu idealnej marchewki, czy ogromnej dyni... Tym razem łatwiej... Do konkursu można było zgłosić kilka roślin, które świetnie oddają temat przewodni wystawy, czyli kolory jesieni.


Ruszyli zatem Ogrodnicy, do parków, i ogrodów, i narwali tego ziela i nie tylko.... Popis dali niezły. Przekrój kolorów, kształtów, jak i gatunków roślin by niezwykły.



 

Zwyciężyły o te... żółte liście których nazwy, i pochodzenia oczywiście zapomniałam zanotować. Może ktoś z Was będzie wiedział cóż to jest?

 

Niestety jak dla mnie na wystawie zabrakło roślin tradycyjnie kojarzonych z późną jesienią, czyli Chryzantem, i Dalii.
Bo co jak co ale tylko one, swoimi żywymi kolorami potrafią rozświetlić jesienny ogród.


Niestety smutna prawda jest taka, ze i one ostatnio padły ofiarą  mody, i rzadko pojawiają się w ogrodach.


Na koniec polecę jak zwykle osobiście... Mieszkam w Wielkiej Brytanii przeszło 7 lat, i nigdy nie widziałam tu tak pięknej jesieni. Zwykle o tej porze roku zielone jeszcze liście, opadają z drzew ścięte pierwszym przymrozkiem. W tym roku jest zupełnie inaczej. Spóźnione lato, i ciepła jesień, dały miejsce do popisu wszystkim kolorom jesieni, które mienia się i opadają wolno na rozgrzane ostatnimi promieniami słońca chodniki.

A tym czasem moja dolinę, w Polsce spowija ciepła kołderka świeżego śniegu.
Pozdrawiam serdecznie.
XOXOXO

piątek, 28 października 2016

Góralu czy Ci nie żal...?


...Odchodzić od stron ojczystych,
Świerkowych lasów, i hal
I tych potoków srebrzystych?
(...)
A góral na góry spoziera,
I łzy rękawem ociera,
Bo góry porzucić trzeba,
Dla chleba, panie dla chleba...


Zwykle na moim blogu pisze o mojej pracy, i moim przybranym domu - Wielkiej Brytanii. Rzadko pisze o moim Heimat, mojej małej Ojczyźnie. Miejscu w którym się urodziłam, i wychowałam.
Pochodzę z Nowego Sącza miasta otoczonym przepięknym pasmem Beskidu Sądeckiego. Mieście w którym swój bieg kończy Dunajec, oraz Poprad... W której ludzie choć może czasem i nie zamożni, są dumni z tego co mają, i skąd pochodzą.
I o tej kotlinie  dzisiaj Wam opowiem....


Wielu z Was pewnie kojarzy znane miejscowości uzdrowiskowe takie jak Krynica Zdrój, Piwniczna, czy Muszyna. Wiecie, że od stuleci słyną ze swoich wód, i fakt, że znajdują się gdzies na dalekim południu Polski. Niewiele z Was pewnie wie że leżą one na terenie jednego z najstarszych parków krajobrazowych w Polsce - Popradzkiego Parku Krajobrazowego.
Komu choć raz przyszło podziwiać te krajobrazy wcale nie zdziwi fakt, że już w latach 80tych objęto je ochroną.


Czesto tak bywa w  życiu, że doceniamy coś dopiero po jego stracie. Tak jest, i ze mną. Dopiero ogromna metropolia Londynu uświadomiła mi jak bardzo tęsknie za tym miejscem.  Odwiedzajac je   zawsze  wraca do mnie ogromna ilość wspomnień  z dziecinstwa. Wycieczki na łyżwy do Krynicy, w czerwonym maluchu mojej Mamy. Piesze wędrówki do Kosarzyski w 4 klasie podstawówki, i wiele, wiele innych...


Za każdym razem gdy tu wracam cieszę się gdy widzę, gdy ten piękny region powolutku się rozwija dzięki ludziom którzy kochaja to miejsce, i tutaj chcą życ.
W wyniku takich społecznych dzialań, a także pomocy UE, powstał niedawno, w Woli Kroguleckiej, niedaleko Barcic, przepiękna platforma widokowa.
Dotrzeć tu można niebieskim szlakiem z Barcic na Makowice. Nie zniechęcajcie sie jednak zbyt szybko. Dla tych którzy, z różnych powodów nie mogą dojść na piechotę, niedaleko platformy, dla odwiedzajacych przygotowano parking.
Stą już tylko krótkie podejście krótką asfaltową drogą, a po drodze zobaczycie więcej pięknych krajobrazów.


Jeśli macie więcej szczescia niz my (w trakcie wycieczki był dość pochmurno, a ze szczytów gór wstawala mgła) ze szczytu platformy zobaczycie nie tak znowu odlegle Tatry, czy Babią Góre.
Charakterystyczna cecha tutejszego krajobrazu, oprócz pieknych lasów, gównie łegów, grodów, jaworzyn (stąd też nazwa Jaworzyna Krynicka) i borów, sa także przepiękne górskie łaki, głównie rajgrasowe. Tak inne od tych które widuje na nizinach.


W trakcie gdy odbywalismy nasza wyciekczke kwitly jeszcze dziurawce, koniczyny, drakwie, tymianki, mięty, oraz ostanie dzwonki rozpierzchłe.. Górskie łaki to zwykle raj dla botaników, na jednym metrze można tu znależć nawet 40 różnych gatunków roślin, często zagrożonych wyginięciem.
Nam, na niewielkim zboczu, tuż przy drodze udało wypatrzyć się Dziewiecsiły bezłodygowe(Carlina acaulis L.). Swoja drogą serio? Kto wymyslil tą nazwę! Tak jakby polski język nie był wystarczająco trudny...


Do niedawna na czerwonej liście gatunków zagrożonych wyginięciem, w chwili obecnej objęta tylko częśćiową ochroną gatukową, gdyż, na szczęście ich ilość systematycznie wzrasta.
W połowie września, gdy robione były te zdjęcia, niestety już powoli przekwitały.A szkoda bo to mój pierwszy kontakt z tymi niezwykłymi roślinami.


Niestety wszystko co dobre, zwykle jeszcze szybciej się kończy... I tym razem trzeba mi było spakować walizki, i wrócić do Londynu...
Zapraszam Was zatem do Mojej Krainy, i wiosną, i zimą, bo tu o każdej roku jest zawsze coś do roboty.
Bedzie tego dobrego! I jak słowami M. Bałuckiego zaczełam, tak i nimi zakończę..

...Lecz zanim liść opadł z drzew,
Powraca góral do chaty,
Na ustach wesoły śpiew,
Trzos w rękach niesie bogaty...

Pozdrawiam Was serdecznie ;)
XOXOXOX

piątek, 23 września 2016

O Agapantach , równonocy jesiennej i... złodziejach.

Podobno nie zaczyna się zdania od 'no' ale co mi tam raz się żyje...zatem zaczynam.
No to oficjancie mamy jesień. Na wielu portalach, wbrew panującej wtedy pogodzie, lato skończyło się już 1 Września, wraz z powrotem dzieci do szkoły. Wszędzie  pojawiły się krzykliwe nagłówki 'To już jesień!'. U mnie wręcz przeciwnie, chociaż kocham złota polska jesień, na opowieści o astrach trawach, i czerwonych liściach przyjdzie jeszcze czas. 
Chcąc zatrzymać umykające lato dziś będzie, jak po tytule pewnie możecie się domyślić o Agapantach (Agaphanthus sp.).


Anglicy nazywają je Afrykańskimi liliami, lub Liliami znad rzeki Nil. Skąd ta druga nazwa, nie mam zielonego pojęcia, bo to wieloletnie rośliny bylinowe pochodzą z terenów RPA, a o ile dobrze pamiętam, z zamierzchłych czasów podstawówki, źródło Nilu nie sięga aż tak daleko...


Najbardziej charakterystyczną cechą Agapantów, są oczywiście ich kwiaty.  Duże, prawie okrągłe wiechowate kwiatostany pojawiają się na roślinie nieprzetrwanie od początku lipca, aż do początku jesieni.  
Pojedyncze dzwonkowate, lub rurkowate kwiaty mogą przybierać kolor od jasnoniebieskiego, aż do najbardziej rozpoznawalnego, intensywnie chabrowego.


Wśród tego rodzaju znajdziemy zarówno rośliny zimozielone, jak i całkowicie zamierające w okresie zimowym.  Dobrze rosną zarówno w pełnym słońcu, jak i półcieniu. Nie maja specjalnych wymagań glebowych. Jedyne czego nie tolerują to stojącej wody, która uszkadza mięsiste klaczą, oraz niestety mrozów... 


Niestety to właśnie niska mrozoodporność sprawia, że rośliny są raczej rzadko uprawiane w Polsce. Prawdziwi koneserzy i miłośnicy tych roślin, mogą pokusić się uprawę bardziej mrozoodpornych roślin w pojemnikach, które na czas zimy musza zostać umieszczone umieszczone w chłodnym pomieszczeniu.


Agapanty w wielu angielskich ogrodach, to pozostałości po szalonej modzie na te rośliny w latach 90-tych, coś jak obecna 'Gorączka Werbeny patagońskiej'.... 
Ciekawi mnie czy, i Wam podobają się te rośliny?


Na koniec jeszcze jeden niemiły aspekt. Mnie jak i wielu z moich kolegów, i koleżanek blogerów dotknął ostatnio problem  kradzieży wartości intelektualnej...
Ktoś, myśląc, że jest anonimowy, przychodzi do mojego miejsca, i od tak po prostu, jednym kliknięciem zabiera wszystko co stworzyłam. 
Przykre to, bo w prowadzenie mojego bloga wkładam wiele serca, czasu, i energii... Wszystko co pisze, pisze od siebie. Moje artykuły są mieszanką mojej wiedzy, doświadczeń, i umiejętności, które zbieram przez całe moje życie. Czasami tylko posiłkuję się tekstami źródłowymi... 
Dziele się nimi, z Wami, bo z natury jestem potworną gadułą, i w ten, a nie inny sposób daje upust moim myślom. Z nadzieja, że te zapiski czasami kogoś zainspirują...

Pozdrawiam Cię zatem serdecznie drogi złodzieju.
Pamiętaj tylko, że nikt z Nas nie jest w internecie anonimowy. 
A czarny PR zniszczył już niejedną dobrze zapowiadającą się firmę. 
Z poważaniem
Marta

niedziela, 4 września 2016

Farma z Lawendą w tle.

W Wielkiej Brytanii słonce  prazy jak oszalałe. W końcu nadeszło lato! Troche spóźnione... no ale kto by narzekał skoro jest! Trzeba cieszyć się chwila, bo nie wiadomo ile jeszcze potrwa.
I chociaż klimat tej wyspy znacznie się rożni od tego, którego możemy chociażby doświadczyć na południu Francji, to łączy nas jedno... Lawenda.


Nie wiem czy wiecie ale podobnie jak w Prowansji, także i tu, szczególnie na południu Anglii można znaleźć przepiękne lawendowe pola.
Klimat jest tutaj łagodniejszy, niż w innych częściach kraju, przez co sprzyja rozwojowi tego biznesu. Wiele z nich powstało w ostatnich kilku, kilkunastu latach. Jedno z najstarszych znajduje się w Kent, nieopodal Tumbridge Wells.


Dowderry Nursery posiada największą kolekcje Lawendy w całej Wielkiej Brytanii- ponad 400 rożnych gatunków, i odmian tej rośliny.
Farmę chcieliśmy odwiedzić już dawno. Pierwsze plany zaczęły się już w zeszłym roku, ale jak to zwykle bywa czas nie czeka na nikogo, i zanim się obejrzeliśmy był już październik, a Lawenda dawno przekwitła...


W tym  roku już w maju zaplanowaliśmy nasze wizytę, ale jak to w życiu bywa zawsze coś staje nam na przeszkodzie. A bo to urlop, jeden, drugi, trzeci, choroby, królewskie wizyty, spotkania, szkolenia i egzaminy.
Ale udało się! Dwa tygodnie temu w końcu dotarliśmy na farmę. W piękny słoneczny dzień już z daleka zapachniało dla Nas Lawenda.
Miejsce jest niewielkie, ale tworzone przez prawdziwych pasjonatów tej rośliny.
Niestety w trakcie Naszej wizyty wiele odmian zdążyło już przekwitnąć - szczyt kwitnienia przypada oczywiście na lipiec, ale farmę można zwiedzać za darmo od maja do października.


Mimo to, nie można się tu nudzić, bo o dziwo niektóre odmiany dopiero rozpoczynają kwitnienie!


Wiele z nich rożni się tez pokrojem , jedne tworzą male zwarte kępy, drugie potężne wały z łukowato przewieszającymi się kwiatami.


Nas najbardziej zainteresowały tzw 'Tender Lavenders' czyli Lawendy, które nawet w brytyjskim klimacie zwykle nie przetrwają zimy w ogrodzie. To po nie przyjechaliśmy tu specjalnie z Londynu.


Większość z nich  pochodzi z Wysp Kanaryjskich, stąd tez ich niska mrozoodporność. Najbardziej wytrwale wytrzymają spadki temperatur do 0 C. Rośliny różnią się, także od większości Lawend jakie znamy. Liscie w wielu przypadkach bardziej zielone, i mniej powcinane.


Kwiaty mają także bardziej fantazyjne kolory, i kształty. Niektóre są intensywnie niebieskie!


To co zaskoczyło mnie najbardziej podczas tej wizyty, to zapach. Jeśli macie dobry węch, to szybko zauważycie, ze praktycznie każda z odmian Lawendy pachnie inaczej. Niektóre z nich skłaniają się w stronę 'tradycyjnego' lawendowego zapachu, inne pachną bardziej cytrusowo. I choć nie przepadam za lawendowym zapachem, te cytrusowe nuty naprawdę mnie urzekły.


Z Dowderry wyjechaliśmy z siatką pełną rożnych odmian Lawendy. Masą inspiracji. Brzuchem pełnym herbaty z mlekiem i lawendowych lodów.


A w moim przypadku także jednym obitym kolanem, i odrapanym łokciem. Bo jak to na mnie przystało poleciałam bez zastanowienia 'cykać focie' na bloga... Poślizgnęłam się na żwirowej ścieżce, wykonałam piruet, za który na Olimpiadzie w Rio zdobyłabym zapewne zloty medal. Przywalona wszystkim moim torbami, wpadałam na koniec w krzaki Lawendy... Na pomoc ruszyli mi przemili klienci szkółki, ale zanim dotarli do mnie zdążyłam już z tych krzaków się wygrzebać.
Na otarcie łez dostałam wspomniany już kubek lawendowych lodów.


Mimo wszystko wycieczkę zaliczam do tych udanych. Jeśli będziecie w pobliżu tego miejsca, lub innych mu podobnych. Koniecznie zboczcie z trasy, i zajrzyjcie. Na pewno się nie zawiedziecie. Uważajcie tylko na żwirowe ścieżki, których w Anglii jest pełno :)


Pozdrawiam serdecznie, i zapraszam na następne wpisy min. o Agapantach oraz bylinach cieniolubnych, które obiecuje pojawią się znacznie szybciej niż ten wpis!
XOXOXO