sobota, 30 maja 2015

Lilak kalifornijski, i Pierwiosnek przyprószony.

Czas, gdyby dało się go kupić, byłby chyba najbardziej chodliwym towarem na świecie, a ja byłabym stałym klientem.
 

Wszystko dookoła nas tak szybko się zmienia. Dopiero rozpoczynała się wiosna, a tu, już za pasem czai się lato. No ale cóż, takie odwieczne prawo natury, gdy jedne rośliny muszą ustąpić miejsca drugim.

Kilka tygodni temu, w bladych promieniach, niemrawego, porannego, londyńskiego słońca udalo mi się zrobić kilka zdjęć Lilaka kalifornijskiego (Ceanothus thyriflorus), oraz Pierwiosnka przyprószonego (Primula pulverulenta). 


Niezwykły jest to duet. Bardzo energetyczny, który w naturze nie miałby prawa bytu, gdyż rośliny pochodzą, z dwóch zupełnie odległych sobie kontynentów. Lilak z Ameryki Północnej. Pierwiosnek z Chin.

 

Ceanothus thyrsiflorus, jest zimozielonym krzewem naależącym do rodziny Szakłakowatych. Intensywnie zielone liście, ładnie kontrastują, z niebieskimi kwiatami.


Pojedyńcze kwiaty, są malusieńkie, za to zebrane w sporej wielkości zaookrąglone kwiatostany.
Kalifornijskie lilaki, są roślinami mało wymagającymi. Tolerują okresowe przesuszenie. Nie wymagają cięcia. Niestety... nie zimują w warunkach polskich.


Zupełnie inaczej sprawa przedstawie się, w przypadku Pierwiosnków. Pierwiosnek przyprószony, jest byliną, w okresie kwitnienia dorastającą do 90cm wysokości.
 

Mocne łodygi kwiatowe wzonoszą do góry, intensywnie różowe kwiaty. Pojedyńcze kwiaty zgrupowane są w okółki, które pojawiają się stopniowo, na kolejnych poziomach.


Podobnie jak Lilak kalifornijski, Pierwiosnek przyprószony jest rośliną łatwą w uprawie. Przy odpowiedniej wilgoci w glebie, dobrze będzie rosnąć zarówno na stanowisku, słonecznym, pólcienistym, jak i cienistym.

A wszystko to, ustępuje miejsca pięknym Naparstnicom. 

Digitalis 'Snow Queen'

Pozdrawiam serdecznie
XOXOXO

środa, 20 maja 2015

Sky Garden...

Powiem szczerze... Wyrosła nam (całkiem dosłownie) pod bokiem konkurencja!

 

W samym sercu City na 35 piętrze wierzowca otworzono Palmiarnię - tytułowy Sky Garden, choć w moim odczuciu jest to bardziej ogród pod dachem niż tradycyjna palmiarnia - ale o tym za chwilę.


Wiedziona potworną ciekawością, oraz chęcią sprawdzenia konkurencji (tak, tak Ogrodnicy też to robią) wybralam się pod adress Fenchurch Street 20.

 

Sama wyprawa nie należała , jednak do najprostszych. Z kilkudniowym wyprzedzeniem musiałam zabookować bilet wstępu, na szczęsie udało się bez zbytnich ceregieli. 


Po przybyciu na miejsce spotakała mnie ogromna kolejka do wejścia, i ochrona sprawdzająca bagaże, niczym na lotnisku... Hmmm... już w tym momencie, powinno mi to, dać sporo do myślenia... No cóż po 20 minutach stania w kolejce, w końcu udało mi się wyjechać na 35 piętro.


To co zobaczyłam, wcale jednak nie zaparlo mi dechu, w piersiach - a szkoda! Bo na to liczyłam!
Moim oczom ukazał się całkiem ładny, i zgrabnie zaprojektowany ogród silnie inspirowany roślinnościa Morza Śródziemnego, oraz Południowej Afryki - to w słonecznej cześci.


W tej bardziej cienistej zauważyć można wpływy nowolzeladzkich lasów Paproci drzewiastych (Diksonia antarctica), i nic poza tym.


Jak na przestrzeń, która wygrwa nagrody, spodziewałam się trochę więcej. Choć przyznać muszę że samo ukształtowanie przestrzeni, i to jak wpisuje się w londyńskie widoki jest bardzo interesujące.

 

Jednak z ogrodniczego punktu widzenia jest tutaj nieiwele. Rośliny mocno się powtarzają. Niektore kiepsko dobrane do warunków. Zbyt wysoka temperatura powoduje u nich zbyt szybki wzrost i wyciąganie się łodyg i liści. Niektóre z nich Dioon spinulosum ciepią z niedostaku wody, a na dobitkę szerzy się wśród nich przędziorek,oraz opuchlaki.


Dodatkowo urok tego miejsca psuła ogromna masa ludzi, i dudniąca muzyka. Czułam się jak na dworcu kolejowym... No cóż...

 

Ogród jest stosunkowo młody, zaledwie kilku miesięczny, więc miejmy nadzieję,że otrząsnie się ze swoich przejściowych kłopotów, bo mimo dość pesymistycznego wydżwięku tego posta, naprawdę życzę im jak najlepiej, bo wiem ile czasu, i zaangażowania potrzeba do utrzymania takiego miejsca, a jest ich jak na lekarstwo.


Mimo wszystko spodobało mi się kilka roślin, a właściwie ich połączeń kolorystycznych.


 

Ta sama pracownia projektowa, popełniła, w Londynie jeszcze jeden ogród pod dachem. Jeśli tam dotrę napewno zdam wam z niego relację...


Ocenę tego miejsca pozostawiam Wam moi drodzy. A jeśli kiedyś będziecie w Londynie zapraszam na Fenchurch Street 20  EC3M, bo same widok stolicy Wielkiej Brytanii, z góry zrekompensuje wam wiele.



Po wszystkim udałam się na Lunch, w jedno z bardziej uroczych miejsc w City- ale o nim kiedy indziej... Stay tuned!

 

Pozdrawiam serdecznie
XOXOXO

PS. To byłyby naprawdę ciekawy ogród, gdyby wyjąć go z pod dachu, i przykleić do jakiegoś uroczego miejskiego domku.


wtorek, 12 maja 2015

Duma Madery.

I nie ochodzi tu bynajniej o słynne wino, a jak łatwo się pewnie domyślić, z tematyki tego bloga, o roślinę.


Echium candicans - to nawet, jak na brytyjskie warunki, krzew dość egzotyczny - gat. endemiczny dla Madery.
Jest stosunkowo niepozronym krzewem, którego liście, są gęsto, srebrzyście owłosione.


To co zwraca najwiekszą uwagę to duże stożkowate kwiatostany składające się z kilkuset purpurowo - niebieskich kwiatów, charakterystycznych dla rodziny Ogórecznikowatych (Boraginaceae).


Co ciekawsze, pojedyńcze kwiaty mają długie, i pięknie wybarwione na różowo pręciki. Naprawdę unikalna kombinacja barw!


Niestety, w przyrodzie zawsze jest coś za coś - kwiaty są zupełnie bez zapachu. Chociaż przyciągają ogromne ilości owadów, chcących pożywić się ich nektarem.


Echium najlepiej rośnie, w ubogich glebach, jednak w okresie kwitnienia (od wiosny do lata), wymaga sporej ilości wilgoci. W sprzyjających warunkach, może dorastać nawet do 2m wysokości.

Niestety największym minusem, tej pięknej rośliny, jest brak mrozoodporności, nawet w warunkach wyspiarskich. Minimalana temp. którą toleruje Echium to ok 5-7stopni Celsjusza.


Jeśli jednak zapragneliście posiadać Echium, a nie mieszkacie na tropikalnej wyspie. Nie wszystko stracone!
Roślinę można z powodzeniem uprawiać, jako dość egzotyczną roślinę doniczkową.


I na koniec. Echium  ze zdjęć to kilkudziesięcioletnia roślina. Smutne, wspomnienie, po pięknym ogrodzie skalnym na dachu - niestety dawno zlikwidowanym.

Pozdrawiam serdecznie,
XOXOXO

piątek, 8 maja 2015

Dziedzictwo Pana E.A.Bowles, czyli spacer w niezwykłym miejscu.

Dzisiejszy post miał być spacerowy, chociaż o zupełnie innym miejscu. Jednak zupełnie nieplanowana wycieczka, natchnęła mnie do zmiany tematu.


Tuż, pod Londynem, z dala od utartych turytycznych szlaków leży Myddelton House. Wiedzą o nim nieliczni, a szkoda, bo jego ogród, zachwyca bogactwem roślin, o każdej porze roku.

 

Myddelton House Gardens, są dziełem jednego czkłowieka. Pana E.A. Bowles. Zapalonego podróznika, botanika, pisarza, i przede wszystkim ogrodnika - samouka.

Pan Bowles, od 1897 roku był członkiem Królewskiego Stowrzyszenia Ogrodniczego (RHS). Za swoje dożywotnie członkowstwo zapłacił wówczas 26 funtów. Była to wyjątkowa okazja. Biorąc pod uwagę fakt, że członkiem stowarzyszenia był nieprzerwanie przez 36 lat, z czego 28 spędził jako jego Vice-przewodniczący.

Jako członek RHS odkryl sporo nowych odmian roślin, które po dziś dzień noszą jego imię. A za swoje zasługi został odznaczony Krzyżem Wiktorii.


Ogród, przy domu, w którym wychowywał się, i mieszkał, jest dziełem Jego życia. A to co swtworzył, jest absolutnie zachwycające.

 

Znalazło się w nim miejsce na malutką Palmiarnię.




Jest też sporych rozmiarów staw. Pięknie obsadzony róznego rodzajami roślinami wodnymi, i brzegowymi..


Jest urocza alpejska łąka, na której właśnie rozkwitały Kamasje (Camassia sp.)


oraz ogród skalny, na którym górowały Hiacyntowce zwyczajne (Hyacinthoides non-scripta).


Był też ogród różnany, z pieknymi trejażami obrosniętymi ogromnymi Wsteriami (Wisteria sp).


Na uwagę zasługiwał także ogród kuchenny, który o tej porze roku był jeszcze stosunkowo pusty.


W ogrodzie warzywnym znalazło się też miejsce na niewielką oranżerię, w której pod dachem dojrzewały już brzoskwinie!


Wszystkie rośliny w ogrodzie, pochodzą z licznych podróży Pana Bowles, a także od  przyjaciół , którzy zwykle  obdarowywali go róznego rodzaju sadzonkami, szczepkami, i nasionami.


Rośliny, w ogrodzie sadzone były zawsze w ogromych grupach, w warunkach dla nich najbardziej korzystnych.


Kwitnące już Piwonie drzewiaste.


Ogród od zawsze pozostawał otwarty dla zwiedzających, a bliskość szkoły ogrodniczej sprawiła, że wychowały się tutaj całe pokolenia doskonałych fachowców.


Ponieważ właściciel, był człowiekiem ogromnego serca, nigdy nie wypuszczał swoich gości z pustymi rękami.


Jeśli dane wam będzie zwiedzać stolicę Zjednoczonego Królestwa, zboczcie z utartego szlaku, i  wstąpcie do Myddelton House Gardens. Szczególnie, że wstęp jest darmowy, a zwiedzających, jak na lekarstwo.

Pozdrawiam serdecznie
XOXOXO

PS. Jak zwykle zapomniałam aparatu. Chyba przywiąże do siebie ten sprzęt, by nigdy, przenigdy o nim już nie zapomnieć. Zdjęcia robione komórką, niezbyt dobrze oddaja urok tego cudownego ogrodu.