Dzis wracam jednak do najmilszych dla mnie chwil, gdy głęboki po kolana śnieg skrzypiał pod butami, a niebo miało piękny odcień lazuru.
Tuz przed samym Sylwestrem udało mi się odwiedzić Krynice Zdrój. Wycieczka ta, była zadedykowana mojemu dziecięciu, które w wieku lat trzech nie widziało nigdy śniegu!
Wylądowaliśmy zatem w Krynicy gdzieś w okolicach 9:00 rano przy -10C, czyli w tym momencie gdy wszystkie atrakcje są jeszcze pozamykane.
Nie pozostało nam nic innego tylko wybrać się w jedyne znane mi cieple miejsce - do Pijani Głównej, zlokalizowanej tuż na samym końcu słynnego krynickiego deptaku.
Mieliśmy szczęście, gdyż była otwarta! Jak się później okazało jej zwykle godziny otwarcia to 10:00-21:00.
Pijalnia była tu zawsze, a przynajmniej od momentu gdy odkryto tu mocodajne źródła wód leczniczych. Najpierw był to tzw 'Mały Domek', który z czasem rozrósł się w znacznie większa Pijanie. Niestety stan techniczny budynku pozostawiał wiele do życzenia, i z końcem lat 60 tych XX wieku budynek ostatecznie rozebrano.
Obecna Pijalnia, to charakterystyczna szklana, modernistyczna bryła, która dla wielu gryzie się z wyglądem reszty Deptaka - szczególnie Starych Łazienek Zdrojowych.
Budynek powstał w latach 1969-71 i zaprojektowali go dwaj znani architekci Spyta, i Mikołajewski. Miał w swoim czasie wiele nowatorskich rozwiązań, min. ogrzewanie podłogowe, czy podwieszone w suficie. Tu nigdy nie było zimno, nawet gdy wielkie zaspy otaczały Pijalnie. A nie jest to łatwe zadanie przy ponad 4000 metrach kwadratowych.
Przeszklona fasada, oraz przyjemne ciepło w środku dało podstawę do stworzenia jedynego w regionie Ogrodu zimowego, w którym rośliny mogły się swobodne wspinać do aluminiowego sufitu.
W 2011 rozpoczęła się całkowita modernizacja budynku, która trwała aż do 2014 roku. W gruzach legło całe wnętrze Pijalni. Ku rozpaczy mieszkańców regionu, nie oszczędzono też ponad 40 letnich roślin. Cześć z nich rozdano, reszta dogorywała smętnie w pustym korpusie budynku.
Mieszkańców, i turystów zapewniono, że rośliny wrócą na swoje miejsce. I tak też się stało. Niestety, wykonawca mając do czynienia praktycznie z pustą kartą, zamiast zaproponować coś nowego, przywrócił znany już wcześniej porządek.
Wróciły zatem dobrze znane Fikusy, palmy czy Monstery. Co gorsze wróciły praktycznie w te same miejsca, w których rosły przez ostanie 40 lat. Jaki był zatem sens niszczenia starych, zupełnie zdrowych drzew, by zastąpić je ich mniejszymi odpowiednikami?
Mimo, że w realizacji ( ze strony ogrodniczej oczywiście) widać niestety brak obycia Architekta, z tego typu materiałem roślinnym, bo świat tropikalnych roślin to nie tylko Strelitzie, Trzykrotki, Sansieviery, czy Filodendrony.
Rośliny po 3 latach , wyglądają na zdrowe, zadbane, i naprawdę ładnie się już rozrosły.
Wrażenie robi na pewno sporych rozmiarów Araukaria, czy Bananowce.
Jest tez kilka ciekawych smaczków, w postaci zestawienia kolorów lici, czy te ich kształtów.
A w zimowe mroźne poranki, i wieczory jest tu nadal przyjemnie ciepło.
Jest kilka niewielkich wpadek, dla Cytrusów, i Fig jest tu stanowczo za ciepło, i niestety żre je przędziorek. Powinny cieszyć odwiedzających raczej z donic, przy oknach, gdzie panuje dla nich znacznie lepszy mikroklimat.
Nie przeszkadza to jednak w odbiorze całości wnętrza, w którym będziemy mogli się napić jak mawia mój maż 'wody z bajora'. Wybaczcie mu, cale życie wychowany na zachodnich rubieżach naszego pięknego kraju, nie potrafi docenić magicznych właściwości tych wód.
Soczysta zieleń, kubek 'Słotwinki', i spokój jaki tu panuje, ukoją nerwy lepiej niż nie jedna tabletka.
Na koniec zapraszam Was na wirtualny spacer po tym miejscu, a jeśli kiedyś odwiedzicie Krynicę, Górską oczywiście, wstąpcie tu koniecznie.
Pozdrawiam Was serdecznie, i czekam na wasze opinie o tym miejscu.
XOXOXO