niedziela, 4 września 2016

Farma z Lawendą w tle.

W Wielkiej Brytanii słonce  prazy jak oszalałe. W końcu nadeszło lato! Troche spóźnione... no ale kto by narzekał skoro jest! Trzeba cieszyć się chwila, bo nie wiadomo ile jeszcze potrwa.
I chociaż klimat tej wyspy znacznie się rożni od tego, którego możemy chociażby doświadczyć na południu Francji, to łączy nas jedno... Lawenda.


Nie wiem czy wiecie ale podobnie jak w Prowansji, także i tu, szczególnie na południu Anglii można znaleźć przepiękne lawendowe pola.
Klimat jest tutaj łagodniejszy, niż w innych częściach kraju, przez co sprzyja rozwojowi tego biznesu. Wiele z nich powstało w ostatnich kilku, kilkunastu latach. Jedno z najstarszych znajduje się w Kent, nieopodal Tumbridge Wells.


Dowderry Nursery posiada największą kolekcje Lawendy w całej Wielkiej Brytanii- ponad 400 rożnych gatunków, i odmian tej rośliny.
Farmę chcieliśmy odwiedzić już dawno. Pierwsze plany zaczęły się już w zeszłym roku, ale jak to zwykle bywa czas nie czeka na nikogo, i zanim się obejrzeliśmy był już październik, a Lawenda dawno przekwitła...


W tym  roku już w maju zaplanowaliśmy nasze wizytę, ale jak to w życiu bywa zawsze coś staje nam na przeszkodzie. A bo to urlop, jeden, drugi, trzeci, choroby, królewskie wizyty, spotkania, szkolenia i egzaminy.
Ale udało się! Dwa tygodnie temu w końcu dotarliśmy na farmę. W piękny słoneczny dzień już z daleka zapachniało dla Nas Lawenda.
Miejsce jest niewielkie, ale tworzone przez prawdziwych pasjonatów tej rośliny.
Niestety w trakcie Naszej wizyty wiele odmian zdążyło już przekwitnąć - szczyt kwitnienia przypada oczywiście na lipiec, ale farmę można zwiedzać za darmo od maja do października.


Mimo to, nie można się tu nudzić, bo o dziwo niektóre odmiany dopiero rozpoczynają kwitnienie!


Wiele z nich rożni się tez pokrojem , jedne tworzą male zwarte kępy, drugie potężne wały z łukowato przewieszającymi się kwiatami.


Nas najbardziej zainteresowały tzw 'Tender Lavenders' czyli Lawendy, które nawet w brytyjskim klimacie zwykle nie przetrwają zimy w ogrodzie. To po nie przyjechaliśmy tu specjalnie z Londynu.


Większość z nich  pochodzi z Wysp Kanaryjskich, stąd tez ich niska mrozoodporność. Najbardziej wytrwale wytrzymają spadki temperatur do 0 C. Rośliny różnią się, także od większości Lawend jakie znamy. Liscie w wielu przypadkach bardziej zielone, i mniej powcinane.


Kwiaty mają także bardziej fantazyjne kolory, i kształty. Niektóre są intensywnie niebieskie!


To co zaskoczyło mnie najbardziej podczas tej wizyty, to zapach. Jeśli macie dobry węch, to szybko zauważycie, ze praktycznie każda z odmian Lawendy pachnie inaczej. Niektóre z nich skłaniają się w stronę 'tradycyjnego' lawendowego zapachu, inne pachną bardziej cytrusowo. I choć nie przepadam za lawendowym zapachem, te cytrusowe nuty naprawdę mnie urzekły.


Z Dowderry wyjechaliśmy z siatką pełną rożnych odmian Lawendy. Masą inspiracji. Brzuchem pełnym herbaty z mlekiem i lawendowych lodów.


A w moim przypadku także jednym obitym kolanem, i odrapanym łokciem. Bo jak to na mnie przystało poleciałam bez zastanowienia 'cykać focie' na bloga... Poślizgnęłam się na żwirowej ścieżce, wykonałam piruet, za który na Olimpiadzie w Rio zdobyłabym zapewne zloty medal. Przywalona wszystkim moim torbami, wpadałam na koniec w krzaki Lawendy... Na pomoc ruszyli mi przemili klienci szkółki, ale zanim dotarli do mnie zdążyłam już z tych krzaków się wygrzebać.
Na otarcie łez dostałam wspomniany już kubek lawendowych lodów.


Mimo wszystko wycieczkę zaliczam do tych udanych. Jeśli będziecie w pobliżu tego miejsca, lub innych mu podobnych. Koniecznie zboczcie z trasy, i zajrzyjcie. Na pewno się nie zawiedziecie. Uważajcie tylko na żwirowe ścieżki, których w Anglii jest pełno :)


Pozdrawiam serdecznie, i zapraszam na następne wpisy min. o Agapantach oraz bylinach cieniolubnych, które obiecuje pojawią się znacznie szybciej niż ten wpis!
XOXOXO
  

piątek, 12 sierpnia 2016

Calendula officinalis 'Pink Suprise'

Co tu dużo mówić lubię jednoroczne.... Są bardzo wdzięcznymi roślinami. Ciekawie dobrane, pięknie wypełniają luki pomiędzy kwitnącymi bylinami, oraz krzewami. Niestety spory nakład pracy przy przy produkcji własnej rozsady oraz koszta z tym związane sprawia, że często z nich rezygnujemy. A szkoda, bo wiele z nich gdy już raz zadomowi się w naszych ogrodach, pozostanie w nich na zawsze.


W pracy staram się zawsze wybierać nietypowe odmiany roślin jednorocznych. I chociaż wszystkie rośliny w moich oczach są piękne, te rzadkie cieszą oko jakby bardziej.


W zeszłym lato kwitły u nas Cynie pięknej odmiany 'Queen Red Lime', o których pisałam tutaj . W tym roku postawiliśmy na coś innego, choć z tej samej rodziny.  Na rabatach królujeu zatem Nagietek lekarski (Calendula officinalis), odmiany 'Pink Suprise'.

Odmiana, to tak naprawdę mieszanka kwiatów w różnych odcieniach brzoskwini, z niewielką ilością różu. To tak jakby na mokre od pomarańczowej farby płatki, ktoś niechcący upuścił kroplę rówoego koloru, a wszystko zlało się, i pozostało razem na zawsze. Uroku roślinie dodaje kontrastowy ciemny środek. Sam kształ kwiatów też jest wyjątkowy. Płatki nie przylegają grzecznie do siebie, lecz są nastroszone, przez co główka wydaje się pełniejsza.


Nagietki tej odmiany dorastają do 60 cm wysokości, przez co świetnie nadają się na kwiat cięty.
Oczywiście można je sadzić także na rabatach, czy w pojemnikach. U nas rosną właśnie w ten sposób.


Jak wszystkie Nagietki są bardzo łatwe w uprawie...Jedynym mankamentem, jest łatwość z jaką są porażane prze mącznika rzekomego, oraz mszyce.


Ciekawi mnie jak Wam podobają się Nasze nagietki, i czy macie w swoich ogrodach jakieś ciekawe odmiany tej rośliny?

Pozdrawiam serdecznie
XOXOXO


niedziela, 31 lipca 2016

6 Nietypowych ziół dla pszczół.

W świecie ogrodniczym, przynajmniej brytyjskim, panuje moda na 'powrót do natury'. Każdy kto tylko może, i gdzie tylko może sadzi jadalne rośliny. Szczególną popularnością cieszą się oczywiście zioła. Są bardzo proste w uprawie nawet dla największego  ogrodniczego laika.
Ale czy wiecie, ze hodując zioła na Waszych balkonach, tarasach czy ogrodowej grządce świadomie, lub też nie wspieracie liczna populacje pszczół?
Wiele z dobrze zananych w naszych kuchniach ziół pordukuje zwiększoną  ilość pyłku, i nektaru, oszczedzając przy tym pracę tym naprawdę obrotntnym owadom.
Poniżej przedstawiam Wam moje prywatne zestawienie najciekawszych ziół, które wspomogą nie tylko pszczoly, ale takżee urozmaicą nasze szkrzynki, i talerze...


Po 1. Calendula officinalis - Nagietek lekarski - z rodziny Asteraceae:
Pochodzi z basenu Morza Sródziemnego. Niezwykle, niewymagajaca roślina jednoroczna. Jedyne czego pragnie to odrobiny słońca. W naturze posiada niezwyklą zdonlość kolonizowania nieużytków, i bardzo dobrze rosnie nawet na najuboższych glebach.
Czeste usówanie przekwitlych kwiatostanów, napędza rośline do ponownnego kwitnienia. Nagietki bardzo łatwo sie rozsiewaja, przez co z czasem zaczynaja sie panoszyc po ogrodzie .
W celach kulinarnych, i medycznych, używany już od starożytnej Grecji. Płatki Nagietka do tej pory wykorzystuje się jako substytut Szafranu.


Po 2. Mentha sp. - Mięta - z rodziny Lamiaceae
Roślina wieloletnia występująca od Europy, aż  do Ameryki Północnej. Najlepiej rośnie w półcieniu, a ponieważ rozprzestrzenia się za pomocą podziemnych rozłóg bywa zatem bardzo inwazyjna.
Wszystkie części rośliny są bardzo aromatyczne, zwłaszcza po zgnieceniu, dlatego często wykorzystywana jest w kuchni, produkcji spożywczej, czy kosmetologii.
Pszczoły oczywiście najbardziej kochają jej kwiaty, dlatego pozwólmy jej czasami zakwitnąć.


3. Thymus s. -Tymianek -  z rodziny Lamiaceae
Ta wieloletnia roślinka , blisko spokrewniona z Miętą, tworzy niewielkie zwarte kobierce. Na długich płożących pędach znajdują się malutkie, często włochate liście, oraz niezwykle atrakcyjne, zarówno dla ludzi, jak i dla pszczół kwiaty.
Najlepiej rośnie w słońcu, ale dobrze sobie radzi także w półcieniu.
Na szerszą skalę wykorzystywane są głównie właściwości antyseptyczne tej rośliny.


4. Hyssopus officinalis - Hyzop lekarski. - oczywiście z rodziny Lamiaceae
W naturze występuje głównie w Europie, oraz basenie Morza Śródziemnego.
Liście mają wyjatkowy gorzki smak. Który wykorzystuje się min w daniach mięsnych, oraz do produkcji nalewek.
Kwiaty mają wyjątkowy niebiesko- fioletowy kolor - to u gatunku, u odmian mogą przybierać kolor różowy, lub biały.


5. Lavendula angustifolia - Lavenda wąskolistna - z rodziny Lamiaceae.
Rośnie w  basenie Morza Śródziemnego , środkowym Wschodzie, oraz Indiach. Wyjątkowy kolor kwiatów, oraz fantastyczne zapach sprawiają, że jest to chyba jedna z najbardziej popularnych roślin w ogrodach ziołowych. W zależności od odmiany różnią się wzrostem, oraz kolorem kwiatów.
Śweirze kwiaty Lawendy, można używać min. w dżemach. Z kolei olejek Lawendowy, jest świetny min. na poparzenia słonczne, czy bóle mięśni.
Miód z domieszką lawendowego nektaru, ma naprawdę wyjątkowy smak.


6. Borago officinalis - Ogórecznik lekarski - z rodziny La....... nie, nie tym razem zaskoczenie, z        rodziny Boraginaceae. Pochodzenie zachodnia Azja, oraz Morze Śródziemne.
Uprawiany głównie ze względu, na piękne intensywnie niebieskie kwiaty.
(Istnieje także znacznie mniej znana odmiana o białych kwiatach -'Alba'). Znowu bardzo niewymagająca roślina jednoroczna, która cała pokryta jest dość ostrymi włoskami. Gwiazdkowate, pięciopłatkowe, jadalne kwiaty pojawiając się na roślinie przez całe lato.
Liście są również jadalne, i dodawane do róznego rodzaju napojów nadają im ogórkowaty posmak. Jako ciekawostkę należy dodać, że kwiaty dodane do sałatek podczas zetknięcia z kwasami z warzyw, i owoców zmieniają kolor na różowy!


I mogłabym tak pisać, i pisać, ale obiecałam Wam sześć ziół, jest zatem 6 nietypowych ziół dla pszczół...
Ciekawi mnie zatem czy hodujecie jakieś inne ciekwae zioła w swoich ogrodach.
I na koniec jeszcze jedno ogłoszenie parafialne. Ponieważ mniej mnie ostatnio na blogu, z czego zdaje sobie sprawę, i nad czym ogromnie ubolewam, zapraszam Was na mojego Instagrama, na którym prawie codziennie pojawiają się migawki z mojego życia ogrodniczego, i nie tylko.
Link do Insta znajdziecie w pasku bocznym.
A dziś do zdjęć pozowały mi pszczoły z naszych uli, za co ślicznie im dziękuję :)

Pozdtawiam Was jak zwykle serdecznie!
XOXOXO

sobota, 2 lipca 2016

Czasem słońce, czasem deszcz...

Polska pogrążona w szponach upałów, i pięknej słonecznej pogody. U mnie wręcz odwrotnie, jest zimno... bardzo zimno jak na tę porę roku. Ciągle pada deszcz. Przeglądając wiadomości z Polski zazdrosnym okiem patrze na prognozy pogody dla Ojczyzny. Tęsknie za prawdziwym polskim latem. Latem tak gorącym, w którym żar leje się z nieba, pachnie świeżo skoszona trawa, i polskie lody smakują wtedy jakoś szczególnie.


Nieżalenie jednak czy z nieba płynie błogie ciepło, czy wiadra wody, jest jedna roślina ogrodowa, która poradzi sobie w każdym z tych trudnych warunków atmosferycznych.


Heuchera - Żurawka - turystka z Północnej Ameryki, która zadomowiła się w naszych ogrodach na dobre. W naturze występuje prawie 55 różnych rodzajów Żurawek. W Polsce najbardziej znana jest Heuchera x brizoides - Żurawka drżączkowata.  Nie znam ogrodu, w którym prędzej czy później nie pojawiłaby się chociaż jedna sztuka tej wdzięcznej rośliny. Uprawiana jest zarówno  ze względu na jej kolorowe liście, jak i kwiaty.


Współczesne odmiany bardzo często maja ciekawie wybarwione liście, które swoim kształtem mogą niekiedy przypominać liście Klonu.


 Białe, różowe lub czerwone kwiaty pojawiają się na roślinie praktycznie nieprzerwanie od późnej wiosny, aż do jesieni.


Ponieważ Żurawka, łatwo przystosowuje się do rożnych warunków, będąc przy tym zaskakująco odporna. Nadaje się zatem zarówno do ogrodów skalnych , jak na rabaty bylinowych, czy do pojemników. W lekkie zimy bywa pól-zimozielona.


Najlepiej rośnie oczywiście na żyznych lekko wilgotnych glebach, dlatego w okresach suszy warto ja podlewać.


Heuchera poprzez swoje kolorowe liście, i delikatne kwiaty łatwo komponuje się z innymi roślinami ogrodowymi, nadając im lekkości, i  stanowiąc często ciekawy akcent kolorystyczny.


Dzięki swoim walorom, coraz częściej spotykam ja w nasadzeniach miejskich.


Ciekawi mnie, które Żurawki lubicie najbardziej, te o okazalych kwiatach, czy ciekawych lisciach?
Pozdrawiam serdecznie
XOXOXO

czwartek, 16 czerwca 2016

Chelsea Physic Garden - czyli najstarszy Ogród Botaniczny Londynu.

Zabiorę Was dzisiaj na kolejną już wycieczkę, tym razem do najstarszego, chociaż stosunkowo mało znanego wśród turystów, Ogrodu Botanicznego Londynu.
Zwykle myśląc Ogród Botaniczny, oraz Londyn staje nam przed oczami największy i najpopularniejszy z nich wszystkich Ogród Botaniczny w Kew.


Jednak dużo bliżej centrum znajdziemy prawdziwą perełkę dla wszystkich miłośników roślin.
Chelsea Physic Garden znajduje się w szczególnie popularnej wśród bogatszych (mówiąc bogatszych mam na myśli bajecznie bogatych) mieszkańców Londynu - Chelsea.


Założony w 1673 roku ogród jest jednym z najstarszych Ogrodów Botanicznych Europy.
Ukryty pomiędzy przepięknymi budynkami z czerwonej cegły, oraz brzegiem Tamizy przywodzi na myśl Tajemniczy Ogród z ksiązki Frances Hodgson Burnett o tym samym tytule.


Podobnie jak ten książkowy Chelsea Physic Garden ukryty jest za wysokim murem, oraz bramą z kutego żelaza. Jedynie jego wnętrze zgoła różni się od tego który opisała Frances. W środku znajdziemy pięknie wypielęgnowane trawniki, oraz rabaty kwiatowe z ponad 5000 różnych głównie jadalnych, i użytkowych roślin.


W początkach jego działalności ogród służył młodym adeptom aptekarstwa. To tutaj poznawali tajniki wielu leczniczych roślin.



Wybór miejsca był nieprzypadkowy. Bliskość rzeki, w owych czasach płynęła tuż za murami (o czym świadczy wymurowany kamień graniczny) sprawiała, że klimat tego miejsca był znacznie łagodniejszy, niż pozostała część Londynu, czy też Wielkiej Brytanii.. Dawało to możliwość przetrwania wielu egzotycznych jak na tamte czasy roślin.

Ten duży kamień w murze, to dawny kamień graniczny ogrodu, który kończył się właśnie w tym miejscu.

W ogrodzie do tej pory rośnie najbardziej wysunięte na północ, owocujące, pod gołym niebem, drzewo grejpfrutowe.


Środek ogrodu zajmuje najstarszy w Wielkiej Brytanii (1773 r.) ogród skalny, zbudowany w całości z islandzkiej lawy.


Jest też i oczko wodne zbudowane przez samego pana Tradescanta, który przez krótką chwilę był kuratorem ogrodu.

W ogrodzie zmieściło się też kilka szklarni: stara wiktoriańska paprociarnia,


oraz kilka bardziej nowoczesnych szklarni (1903 r.) w których znajdziemy ciekawe kolekcję roślin charakterystycznych dla Wysp Kanaryjskich, a także pelargonie, i rośliny tropikalne.





W samym ogrodzie na stosunkowo niewielkiej przestrzeni znajdziemy prawie  100 różnych gatunków drzew wiele z nich rzadkich dla flory Wielkiej Brytanii.


Dopiero w 1983 roku ogród został przejęty przez instytucję charytatywną, i otwarty dla publiczności.


W chwili obecnej w ogrodzie pracuje jedynie 9   stałych pracowników, i uwaga 63 wolontariuszy!
Ogród można zwiedzać w tak zwanym sezonie czyli od marca do października, we wszystkie dni za wyjątkiem poniedziałków.
Cena biletów dla dorosłych to koszt 10,50 funtów, przy czym w cenę wliczona jest darmowa wycieczka z przewodnikiem.


Dzięki uprzejmości pracujących tam Ogrodników, i kilku znajomościom mogliśmy zwiedzać ogród bardzo wczesnym rankiem, jeszcze przed otwarciem go dla zwiedzających.
Wpuszczono Nas też w miejsca zwykle niedostępne szerszemu gronu publiczności, min. do szklarni gdzie rozmnażane są rośliny, oraz przetrzymywane najcenniejsze okazy.



Osobiście bardzo lubię Chelsea Physic Garden, i gdyby tylko był bliżej mojego miejsca zamieszkania na pewno chętnie odwiedzałabym go częściej...
A Wam jak się podoba ogród który w dużej mierze zachował swój oryginalny charakter?


Pozdrawiam serdecznie
XOXOXO