Podobno nie zaczyna się zdania od 'no' ale co mi tam raz się żyje...zatem zaczynam.
No to oficjancie mamy jesień. Na wielu portalach, wbrew panującej wtedy pogodzie, lato skończyło się już 1 Września, wraz z powrotem dzieci do szkoły. Wszędzie pojawiły się krzykliwe nagłówki 'To już jesień!'. U mnie wręcz przeciwnie, chociaż kocham złota polska jesień, na opowieści o astrach trawach, i czerwonych liściach przyjdzie jeszcze czas.
Chcąc zatrzymać umykające lato dziś będzie, jak po tytule pewnie możecie się domyślić o Agapantach (Agaphanthus sp.).
Anglicy nazywają je Afrykańskimi liliami, lub Liliami znad rzeki Nil. Skąd ta druga nazwa, nie mam zielonego pojęcia, bo to wieloletnie rośliny bylinowe pochodzą z terenów RPA, a o ile dobrze pamiętam, z zamierzchłych czasów podstawówki, źródło Nilu nie sięga aż tak daleko...
Najbardziej charakterystyczną cechą Agapantów, są oczywiście ich kwiaty. Duże, prawie okrągłe wiechowate kwiatostany pojawiają się na roślinie nieprzetrwanie od początku lipca, aż do początku jesieni.
Pojedyncze dzwonkowate, lub rurkowate kwiaty mogą przybierać kolor od jasnoniebieskiego, aż do najbardziej rozpoznawalnego, intensywnie chabrowego.
Wśród tego rodzaju znajdziemy zarówno rośliny zimozielone, jak i całkowicie zamierające w okresie zimowym. Dobrze rosną zarówno w pełnym słońcu, jak i półcieniu. Nie maja specjalnych wymagań glebowych. Jedyne czego nie tolerują to stojącej wody, która uszkadza mięsiste klaczą, oraz niestety mrozów...
Niestety to właśnie niska mrozoodporność sprawia, że rośliny są raczej rzadko uprawiane w Polsce. Prawdziwi koneserzy i miłośnicy tych roślin, mogą pokusić się uprawę bardziej mrozoodpornych roślin w pojemnikach, które na czas zimy musza zostać umieszczone umieszczone w chłodnym pomieszczeniu.
Agapanty w wielu angielskich ogrodach, to pozostałości po szalonej modzie na te rośliny w latach 90-tych, coś jak obecna 'Gorączka Werbeny patagońskiej'....
Ciekawi mnie czy, i Wam podobają się te rośliny?
Na koniec jeszcze jeden niemiły aspekt. Mnie jak i wielu z moich kolegów, i koleżanek blogerów dotknął ostatnio problem kradzieży wartości intelektualnej...
Ktoś, myśląc, że jest anonimowy, przychodzi do mojego miejsca, i od tak po prostu, jednym kliknięciem zabiera wszystko co stworzyłam.
Przykre to, bo w prowadzenie mojego bloga wkładam wiele serca, czasu, i energii... Wszystko co pisze, pisze od siebie. Moje artykuły są mieszanką mojej wiedzy, doświadczeń, i umiejętności, które zbieram przez całe moje życie. Czasami tylko posiłkuję się tekstami źródłowymi...
Dziele się nimi, z Wami, bo z natury jestem potworną gadułą, i w ten, a nie inny sposób daje upust moim myślom. Z nadzieja, że te zapiski czasami kogoś zainspirują...
Pozdrawiam Cię zatem serdecznie drogi złodzieju.
Pamiętaj tylko, że nikt z Nas nie jest w internecie anonimowy.
A czarny PR zniszczył już niejedną dobrze zapowiadającą się firmę.
Z poważaniem
Marta